Na tę majówkę wybraliśmy Eger.
Mimo, że miało być ciepło, było zimno. W pierwszy dzień lało, w drugi dzień lało, w trzeci poświeciło, ale znowu zaczęło lać. Nie poddawaliśmy się i całymi dniami przesiadywaliśmy w wodach po 36 stopni C (nie mam pojęcia jak się robi to małe kółeczko od stopni).
Wejście na takie wody kosztuje 1600 forintów (jeśli jest się studentem) i 1800 forintów (jeśli studentem sie nie jest). Nam jednak nie sprawdzali legitymacji, więc można było naciągnąć, że oboje jesteśmy studentami. Przeliczając na złotówki jeden wstęp to ok. 22zł/25zł można jednak siedzieć tam cały dzień. A nudno nie jest. Wtedy otwartych było 8 basenów (z biczami wodnymi, bąbelkami itp.). W dni cieplejsze otwierają jeszcze dodatkowe baseny ze zjeżdżalniami.
Noclegi w hotelach/pensjonatach są cenowo podobne do Polski. Najtańsze są jednak pola namiotowe i kempingi. My wybraliśmy oczywiście najtańszą opcję. Za postawienie namiotu dla dwóch osób płaci się 61zł za noc (z autem i elektrycznością) a za wynajem przyczepy kempingowej 65zł. W związku z brzydką pogodą wybraliśmy wygodę. Tak wyglądał nasz "apartament":
Tylko raz urwały mi się drzwiczki, za to okna blokowały się non-stop. Jeśli ktoś lubi survival i chce być jak Bear Grylls to polecam :)
Narzekanie, narzekaniem, ale źle nie było. Cieplej na pewno niż w namiocie i pościel była czysta!
Poza tym, każde warunki można znieść, gdy 100m od pola kempingowego znajdują się otwierane już o 10 (rano!) winniczki, w których za 500 forintów (za litr!) można kupić swojskiego wina! Nie mówiąc już o próbowaniu, którego niektórzy właściciele winniczek nie liczą. Jeśli ktoś nigdy nie był na przechadzce po takich winniczkach, czuję się odpowiedzialna uprzedzić, że wino kupuje się w plastikowych butelkach, najczęściej używanych przez właściciela wcześniej. Ja jednak cały czas powtarzam sobie, że alkohol to przecież alkohol, wyżre wszystko, co nie?
Jeśli chodzi o jedzenie... gulasz, gulasz, placki z gulaszem i dziczyzna. Czasem w knajpach można znaleźć polskie menu (bardzo dużo Polaków, szczególnie w winniczkach). Ja niestety nie skusiłam się na jajecznicę (nr 13), ale jeśli masz jaja...
Byłem, spróbowałem wszystkiego co tutaj zostało opisane i przyznaję: gdyby deszczu było mniej byłoby idealnie :D
OdpowiedzUsuńCiepła woda, chłodne węgierskie czerwone wino i pyszne jedzenie (właśnie zacząłem żałować, że nie zjadłem jajecznicy nr 13), w doborowym towarzystwie będzie to wymarzony wyjazd na długi weekend.
Co ciekawe, z większością ludzi można dogadać się po polsku, natomiast z angielskim bywa tam ciężko.
P.S. Tutaj masz małe kółeczko od stopni, możesz sobie kopiować :P [°C]
Dziękuję, wykorzystam na przyszłość °°°
OdpowiedzUsuńIDĘ ŁAPAĆ KOGUTA, WARTO WIEDZIEĆ JAK WYGLĄDAJĄ JEGO JĄDRA, ŻEBY SIĘ NIE NADZIAĆ NA NIE GDZIEŚ TAM PODCZAS URLOPU.
OdpowiedzUsuńCałuję Blogerkę! Nadal jestem Twoją wierną fanką, choć tak rzadko piszesz! :* :D
Klimatyczne miejsce! Ciekawa propozycja na mniej standardowy urlop ;)
OdpowiedzUsuń